Tło

Murray Rothbard

Liberalny samorząd
Kurs podstawowy

Wszystko, co musisz wiedzieć, aby skutecznie działać na rzecz wolności w swojej gminie.

Aktualności
kalendarz2024-05-07osobaStowarzyszenie Libertariańskie

No es una tarea para tibios” – tymi słowami, które po hiszpańsku znaczą mniej więcej „To nie jest zadanie dla słabeuszy”, Javier Milei zakończył jedno ze swoich przemówień. Było to mniej więcej dwa lata temu, czyli w czasie, kiedy nikt jeszcze nie przepowiadał mu zwycięstwa w wyborach prezydenckich i objęcia najwyższego urzędu w Argentynie.

A jednak! Argentyńskie społeczeństwo, zmęczone dokonywanymi przez rządzących, rozpasanych etatystów kolejnymi próbami reanimacji peronistycznego trupa, wybrało na swojego prezydenta rozczochranego ekscentryka, którego w Argentynie określa się mianem „el loco”, czyli szalony.

Za zdeterminowanym prezydentem już ponad 100 dni rządów, podczas których – powiedzmy to wprost – sporo się działo. Milei nie próżnował i zdaje się nie zwalniać tempa. Ale czego tak właściwie udało mu się dokonać? Czy okazał się rzeczywistym libertarianinem, który z całą mocą wciela w życie swoje ideały i postanowienia, czy jednak poszedł na układ ze swoimi przeciwnikami i okazał się kolejnym karierowiczem? Jak zawsze, odpowiedzi na tego typu trudne pytania wcale nie są takie proste. Prześledźmy zatem pierwsze 100 dni Javiera Milei.

Krytycy i adoratorzy

Nie będzie przesadą stwierdzenie, że na czas zeszłorocznych wyborów prezydenckich oczy całego świata na chwilę zwróciły się ku Argentynie. Nic dziwnego – kraj ten pogrążony był w gospodarczej stagnacji i w pewnym momencie stanął na rozdrożu. Do wyboru były dwie drogi: albo rewolucja i całkowita zmiana dotychczasowej polityki, albo kontynuowanie starych metod i dalsze staczanie się w przepaść hiperinflacji i niepohamowanego etatyzmu.

Sytuacja Argentyny na początku prezydentury „el loco” była, delikatnie mówiąc, nieciekawa. Ekonomiczne rzecz biorąc, kraj jest bankrutem. Hiperinflacja i niemal kompletna stagnacja gospodarcza wydawały się niemal częścią argentyńskiej tożsamości od wielu dekad. Jako wyjście z tej beznadziejnej sytuacji, Milei zaproponował radykalne rozwiązania takie jak dolaryzacja argentyńskiej gospodarki i wycofanie peso, likwidacja banku centralnego i restrukturyzacja długu. A to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Owe postulaty były już od dłuższego czasu dobrze znane. Najbardziej wyczekiwane było jednak to, co Milei zamierza zrobić z – jak sam ich nazywał – „pasożytami” (los parásitos), którym od lat mówił „¡Afuera!”, czyli „Precz!”. Podsumował swoją agendę, mówiąc, że „jego priorytetem jest stworzenie państwa, które służy ludziom”.

Milei jeszcze podczas ceremonii zaprzysiężenia okazał swoją buntowniczą naturę. Po pierwsze, złamał protokół, ponieważ przysięgę złożył nie w Różowym Domu, czyli pałacu prezydenckim, lecz na placu przed nim, przemawiając zwrócony przodem do zgromadzonych na placu ludzi, a tyłem do członków rządu. Zapowiedział wówczas „koniec dekadencji i postępującego upadku kraju”. Winą za katastrofalny stan rzeczy obarczył odchodzący rząd. Wśród grzechów ustępującej ekipy wymienił hiperinflację (skumulowana inflacja w Argentynie osiągnęła 5000%) czy stagnację gospodarczą i dobitnie stwierdził, że klasa polityczna jego kraju zrujnowała życie Argentyńczyków. Ale na mocnym wejściu się nie skończyło. Energia, z jaką przystąpił do działania, była dla wszystkich szokująca.

Pierwsze reformy i pierwsze efekty

Spektakularne tempo działań nowego lidera Argentyny zaskoczyło zarówno jego zwolenników, jak i przeciwników. Działał do tego stopnia szybko, że jego oponenci zareagowali ze sporym opóźnieniem. Na ostrych słowach nie poprzestał. Jednymi z pierwszych jego decyzji było wprowadzenie takich środków jak na przykład dewaluacja peso o 50%, obcięcie państwowych dotacji na paliwo i zmniejszenie liczby ministerstw (słynna piła łańcuchowa), co według przewidywań niektórych źródeł może poskutkować utratą pracy przez nawet 70 tysięcy osób. Milei wdrożył też środki oszczędnościowe takie jak restrukturyzacja wysoce zadłużonego budżetu państwa, w tym zamknięcie wielu instytucji państwowych i ograniczenie finansowania dla samorządów w prowincjach.

Nowemu prezydentowi wystarczyło zaledwie dziewięć tygodni, aby zrównoważyć budżet, którego deficyt według prognoz poprzedniego rządu miał wynieść 5% PKB. Za kolejny, mały sukces na drodze ku ostatecznej naprawie sytuacji można uznać spadek inflacji z około 25% w grudniu 2023 roku do 13,2% w lutym roku 2024. Argentyński dziennik „Perfil” przewidywał nawet ostatnio, że inflacja spadnie do 7% w lipcu tego roku.

Zgodnie ze swoimi obietnicami sprzed kampanii Milei przystąpił do mówienia kolejnym grupom „¡Afuera!”. Pierwsi usłyszeli to związkowcy, a następnie ministerstwa, pracownicy budżetówki i publicznych uczelni. Krok po kroku Mieli zdawał się otwierać kolejne drzwi etatystycznych fortec i wyciągać z nich ludzi, których uważał za bezproduktywnych. Jak sam cały czas i wielokrotnie podkreślał – nie ma alternatywny dla terapii szokowej. Inaczej mówiąc, realizował on politykę „Wszystko albo nic”.

Reakcja

Jak każda tak oryginalna postać, również Milei zawsze miał grono swoich zajadłych krytyków i zagorzałych zwolenników. Nie tylko w swojej ojczyźnie, ale i na całym świecie. Jego ambitne reformy gospodarcze, w tym surowe środki oszczędnościowe, spotkały się z silnym oporem zarówno w Kongresie, jak i w Senacie, co utrudniło ich wdrożenie. Ponadto protestujący na ulicach omal nie doprowadzili do wprowadzenia stanu wojennego. Argentyna targana jest mniejszymi i większymi protestami niemal od początku rządów nowego prezydenta.

Opozycja podzieliła się na grupy negocjujące z Milei oraz te, które dążą do szybkiego odsunięcia go od władzy. Przez dłuższy czas żadne z działań przez niego proponowanych nie zostało w stu procentach zatwierdzone przez parlament, wliczając w to słynną ustawę Omnibus dotyczącą prywatyzacji i deregulacji krajowej gospodarki na masową skalę. Rozporządzenie wykonawcze prezydenta, likwidujące kontrole czynszów, także zostało odrzucone przez Senat. Jednak w zeszły wtorek niespodziewanie sytuacja odwróciła się, kiedy pełny pakiet Omnibus został ostatecznie przegłosowany w izbie niższej stosunkiem głosów 142:106. Pakiet zawiera 230 ustaw ze wszystkich 600 początkowo proponowanych. Wśród najważniejszych wymienić można na przykład ustawę o stanie nadzwyczajnym, która pozwala prezydentowi na rozwiązywanie państwowych agencji i prywatyzację przedsiębiorstw. Obowiązywać ma ona przez kolejne 12 miesięcy. Wprowadzono istotne zmiany w prawie pracy i szereg zachęt dla wielkich inwestorów.

Fakt, że w parlamencie tak ciężko jest przeforsować wszelkie reformy, może wynikać z tego, że partia Milei ma w nim zaledwie 15% miejsc. Przez to musi dogadywać się z innymi ugrupowaniami – czy tego chce, czy nie. Ostatni sukces w głosowaniu pokazuje jednak, że prezydent i jego parlamentarzyści maja zdolność negocjacyjną.

Przyszłość

Milei stara się realizować swój program gospodarczy, osiągając krótkoterminowe sukcesy w kontrolowaniu inflacji i zadłużenia oraz cięciu wydatków rządowych. Największa krytyka podnosi się wobec cięć wydatków dokonywanych kosztem emerytów, co budzi niemałe kontrowersje.

Warto też wspomnieć o polityce zagranicznej prezydenta, której z pewnością nie można nazwać szablonową. Na arenie międzynarodowej Milei zbliżył się do Stanów Zjednoczonych i Izraela, zastępując dotychczasowe kontakty Argentyny z Chinami, Rosją i Iranem. Ponadto planuje zerwać relacje dyplomatyczne między innymi z Chinami czy z Brazylią, a w swoich wypowiedziach otwarcie nazywa głowy innych państw przestępcami. W wywiadzie dla CNN Milei nazwał Gustavo Petro, swojego kolumbijskiego odpowiednika, „terrorystycznym mordercą”. Padło jeszcze kilka innych, mocnych słów. W ramach retorsji władze w Bogocie wydaliły argentyńskich dyplomatów. Mamy zatem do czynienia nie tyle ze słownymi utarczkami, co ze zdarzeniami wywołującymi realne, dyplomatyczne konsekwencje.

Jego przemówienie w Davos, choć inspirujące i doniosłe, raczej nie wywarło wrażenia na skostniałych elitach Światowego Forum Ekonomicznego, choć jest szansa na to, że lekko wyprowadziło z równowagi wielu jego członków. Na pewno przejdzie ono do historii, bo po raz pierwszy ktoś tak wysoko postawiony na tak ważnym spotkaniu niemal przez pół godziny wznosił peany na cześć przedsiębiorców, nazywając ich „dobroczyńcami ludzkości” i podkreślając to, jak ważni są dla każdego z nas – i że mogą być z siebie dumni.

Co więcej, kilkanaście dni temu informacja o tym, że Argentyna pragnie przystąpić do NATO, zelektryzowała opinię publiczną na całym świecie. W argentyńskiej polityce od dawna nie działo się tak dużo, jak przez ostatnie 100 dni.

Podsumowanie

Pomimo krytyki ze strony opozycji, notowania Milei pozostają – jak na razie – w miarę stabilne, choć ostatnie sondaże wskazują na niewielki spadek poparcia. Krytycy oskarżają go o celowe działania wymierzone w ruchy społeczne dbające o najbiedniejszych, a to prowadzi do następującego pytania: jak długo potrwa jego prezydentura? Jedno jest pewne – Argentyna to poligon doświadczalny libertarianizmu w praktyce. Dziś na własne oczy możemy obserwować, jakie reakcje może wywołać polityka, która ma na celu radykalne odwrócenie pewnych trendów i zmianę utrzymującego się od dziesięcioleci status quo. Wynik tego starcia jest kluczowy dla ideologicznej bitwy, jaką toczą ze sobą na całym świecie libertarianie i etatyści.

Rodzi się też inne pytanie: czy lepszym rozwiązaniem okaże się droga rewolucyjna, czy jednak korzystniejszy dla sukcesu libertariańskich idei w Argentynie i dla samego prezydenta byłby wybór ścieżki ewolucyjnej? Czas pokaże. Póki co, z Argentyny dobiega donośne „¡Viva la libertad, carajo!” („Niech żyje wolność, do cholery!”).

Stowarzyszenie Libertariańskie

Wolność tworzy możliwości!
Wesprzyj naszą działalność - wpłać dowoloną kwotę lub zgłoś chęć wolontariatu
background