Za każdym razem, gdy poruszany jest temat urbanistyki, planowania miejskiego, miejsc parkingowych, ścieżek rowerowych, termomodernizacji budynków i tym podobnych zagadnień, podnoszą się głosy, jakoby przyczyną chaosu przestrzennego, nieefektywności energetycznej i zanieczyszczeń środowiska w miastach był niekontrolowany wolny rynek, zaś jedynym lekarstwem na te bolączki byli państwowi planiści. Jak na ironię jednak, negatywne przykłady przytaczane przez zwolenników takiej optyki praktycznie zawsze pochodzą z… miast, które były planowane i są zarządzane właśnie przez instytucje państwowe, zaś działalność podmiotów prywatnych ograniczona jest w nich do poszczególnych parceli, pozostając bez wpływu na kształt tkanki miejskiej jako całości.
Dziś polecamy Wam artykuł ukazujący, jak wygląda planowanie miejskie tam, gdzie rzeczywiście dostarcza go rynek, a nie państwowi urzędnicy. Jego autorka, Wiera Kiczanowa – dziennikarka, publicystka, analityczka ekonomiki miast i libertariańska aktywistka – przytacza w nim szereg przykładów miast z całego świata, za których powstanie i rozplanowanie odpowiadali w całości prywatni przedsiębiorcy i inwestorzy. Od Kalifornii po Indie, od Korei Południowej po Zjednoczone Emiraty Arabskie, kapitalistyczne rozwiązania okazują się być bardziej innowacyjne, bardziej ekologiczne i bardziej przyjazne mieszkańcom niż skutki państwowych regulacji – również w dziedzinie urbanistyki.
Jeśli chcecie dowiedzieć się dokładnie, jak powstawały wspomniane prywatne miasta i w czym przewyższają one swoich państwowych konkurentów – zachęcamy Was do lektury artykułu.
Link do tekstu (w języku angielskim) znajduje się W TYM MIEJSCU.
Stowarzyszenie Libertariańskie